A co ja się z choinki urwałam, zapytacie? Już prawie tydzień po Sylwestrze, powoli wracamy do nieimprezowego życia, a ja tu jakiś noworoczny obrazek wstawiam? Pomimo, że choinka wciąż stoi, spieszę wyjaśnić, że nie urwałam się z niej i ze mną wszystko w porządku. Zdjęcie na górze też jest na miejscu, bo raz, że chciałam Wam wszystkim życzyć wszystkiego dobrego w Nowym Roku (wszak jest to mój pierwszy wpis w 2016), dwa - wpis będzie o celach, tak tych noworocznych. Konkretnie o tym, jak je stawiać, by wreszcie nie były tylko pustymi zapisanymi zdaniami, o których w kilka dni później się zapomina. Tu też coś nie gra powiecie... Już szósty (prawie siódmy patrząc na godzinę - 23:12) dzień Nowego Roku, a ja tu z postanowieniami dopiero wyskakuję. Otóż wyjaśniam - to opóźnienie to działanie z premedytacją. Otóż...
Postanowienia noworoczne spisuję już od ładnych kilku lat. Realizuję je później w mniejszym lub większym stopniu, ale zawsze się staram. Zwykle gotową listę miałam pod koniec roku, ewentualnie pierwszego stycznia. Standard. W tym roku postanowiłam zrobić, to kilka dni później za sprawą tego artykułu. Michał Pasterski (polecam całą jego stronę) proponuje, by z postanowieniami poczekać tydzień. Uważa, że te robione w Sylwestra i Nowy Rok, są często tworzone z potrzeby chwili, pod wpływem mody (bo przecież wypada jakieś postanowienia mieć), a nie naszych prawdziwych chęci i potrzeb. Stąd tak szybko są rzucane w kąt i zapominane. Jeśli zaś stworzymy je po tygodniu, będą efektem naszych przemyśleń, a nie chwilowego impulsu. Postanowiłam tak właśnie zrobić (czasami trzeba iść pod prąd, to rozwija) i dziś stworzyłam swoją listę postanowień, właściwie celów na 2016 rok. Wam też polecam takie opóźnienie.
Jak wiecie interesuję się psychologią. Na temat postanowień noworocznych i ich realizacji sporo czytałam i czytam. Mam też własne przemyślenia. Postanowiłam się nimi z Wami podzielić, a więc wracając do meritum... Jak stawiać sobie noworoczne cele, by po dwunastu miesiącach stwierdzić, że zostały zrealizowane?
1) Przede wszystkim, najpierw polecam podsumować rok poprzedni. Najlepiej siąść z kartką i długopisem i szczerze odpowiedzieć sobie na przykład na takie pytania (to można zrobić jeszcze przed Sylwestrem):
- Co w minionym roku było dla mnie najważniejsze i najlepsze? Dlaczego?
- Co najlepiej wspominam? Dlaczego?
- Co się nie udało? Jakie mogły być tego przyczyny?
- Co było dla mnie najtrudniejsze? Dlaczego?
- Które relacje (zarówno wśród nowo poznanych osób, jak i rodziny oraz "starych znajomych") były dla mnie najważniejsze i dlaczego? Co wniosły do mojego życia?
- Jakie nowe umiejętności i zainteresowania zdobyłam / zdobyłem w minionym roku?
opcjonalnie:
2) Jednocześnie dobrze przejrzeć zeszłoroczne postanowienia. Zastanowić się, które zostały zrealizowane, a które nie i czy któreś z nich ewentualnie przenosimy na rok następny.
3) Ze spraw technicznych - postanowienia najlepiej zapisać w kalendarzu, plannerze czy notesie. W każdym razie w miejscu, gdzie często się zagląda. Wtedy na pewno o nich nie zapomnimy
4) Polecam wyznaczyć sobie jakieś ogólne obszary działań w danym roku, mniej więcej umieścić je w czasie i dopiero w ramach tych obszarów tworzyć postanowienia.
Przykładowo: w marcu 2016 będę miała operację. Przypuszczam, że do maja najkrócej moje życie to będzie jedna wielka rehabilitacja. Mogę więc postanowić, że codziennie będę ćwiczyć przez godzinę czasu. W sierpniu chciałabym mieć wakacje, w drugiej połowie roku szykuję się na pewne zmiany w życiu zawodowym, a przez cały rok chcę rozwinąć TO miejsce. Sprawdzą się więc np. postanowienia typu "publikuję co najmniej raz w tygodniu".
5) Postanowienia muszą być przede wszystkim Twoje. Nie moje, nie mamy, nie cioci czy wujka, ale TWOJE. Mają odzwierciedlać Twoje pragnienia, potrzeby i motywacje. Inaczej biada z nimi. Zostaną rzucone w kąt - jestem pewna. Do weryfikacji czy postanowienia są aby na pewno Twoje, polecam następujące pytania:
6) Postanowienia najlepiej pisać w czasie teraźniejszym, np. "Umiem szydełkować", zamiast "Nauczę się szydełkować". Pierwszy zapis "oszukuje" mózg. Skoro "umiem", to znaczy, że to łatwe, nie wymaga dużo pracy, a więc moja motywacja do robienia tego wzrasta, a ja jestem taka fajna, że to umiem :-). Drugi zapis wskazuje, że trzeba podjąć jakiś trud, by to zrealizować ("nauczę się"). Często więc podświadomie motywacja do realizacji tak zapisanego postanowienia maleje i w konsekwencji odrzucamy je.
7) Postanowienia muszą być jak najbardziej skonkretyzowane i osadzone w czasie. Co to oznacza? Ano to, że łatwiej zrealizować, a później rozliczyć się z postanowienia zapisanego w ten sposób: "Codziennie uczę się angielskich słówek przez 10 minut", niż tak "Umiem dobrze angielski". No bo co to znaczy, że go dobrze umiem? Kiedy to nastąpi? Gdzie jest granica między nie umiem, a umiem dobrze?
8) Postanowienia muszą od nas wymagać. O co mi chodzi? O to, że bez sensu, by było abym w swoich postanowieniach napisała na przykład: "Będę czytać jedną książkę tygodniowo". Kocham książki, kocham czytać. Będę to robić tak czy siak. Choćby się waliło i paliło. Żadne to postanowienie:-)... ale już "Pojadę na spotkanie autorskie z... (kimś tam, kiedyś tam)" - jak najbardziej, bo wymaga ode mnie nowego, niestandardowego działania
9) Postanowień nie może być ani za dużo, ani za mało. Zbyt mało rozleniwia, zbyt dużo frustruje. Tu ciężko mi radzić. Każdy z nas siebie zna (a przynajmniej powinien) i wie, jaka liczba jest dla niego optymalna. Ja w tym roku mam ich czternaście.
10) Jaką radę byście tu dodali? :-)